Bagan zwiedzam dwa dni, jezdzac rowerem. Wyobracie sobie, ze jest to kraina czterech tysiecy swiatyn z XI-XIII wieku. Wystarczy wejsc na jedna z nich, by zobaczyc koleknych kilkanascie na horyzoncie. Sa swiatynie wieksze i mniejsze. Latwo jest uciec od tych bardziej turystycznych i zagubic sie w tej magicznej krainie.
Pierwszy dzien zwiedzialam z ekipa lotnicza, drugi juz samotnie, wynajdujac naprawde piekne miejsca. Wiekszosc swiatyn jest zbudowanych z czerwonej cegly, a ta pali gole stopy, rozgrzana kwietniowym sloncem.
Rower, a w koszyku duzy zapas wody i kapelusz na slonce-tego w kwietniowym upale nie moze zabraknac w zestawie turysty. I japonki-bo przy kazdej swiatyni trzeba sciagnac buty
Sprzedwcy czesto chca wymieniac swoje rekodziela na szminki, perfumy, cdplayery itp. To tu, to tam sa rowniez dzieciaki sprzedajace/proszace o pieniadze, niestety turystyka juz sie tutaj wkrada...
Mysle, ze lepiej poswiec troche swojego czasu i porozmawiac z nimi-Birmanczycy bardzo szukaja turystow, z ktorymi mogliby rozmawiac po angielsku-maja nieprawdopodobna chec nauki jezyka i trzeba przyznac, ze sa dobrymi uczniami
Ciekawy widok na dzis- budowa asfaltowej drogi- jedyna maszyna to walec, wszystko inne robione jest recznie. Kobietyw koszach na glowie przenosza kruszec, przesypuja go na wielkim sicie. W beczkach podgrzewa sie na ogniu papa, a przy tym duzo jest radosci i smiechu-niesamowite.