Po Hue spodziewalam sie wiecej niz dostalam. Pewnie dlatego, ze Hoi An to tak urocze miasteczko, ze trudno mu dorownac. Powrot do motocykli i spalin jakos mi sie nie spodobal.
Ciekawe ruiny palacow warte sa zobaczenia- architektura coraz blizsza Chinom i tak inna od tego, co do tej pory widzialam, robi wrazenie- niestety obiekty sa dosc zniszczone i obecnie trwa ich renowacja.
Po kulturalnej stolicy spodziewalam sie wiecej, ale byly to milo spedzone dwa dni. Jutro rano wyjezdzam do Laosu, zegnam sie wiec dzisiaj z Wietnamem.
Podsumowanie? Kraj (mimo wielu negatywnych opinii, jakie slyszalam) wydal mi sie bardzo przyjazny. Ludzie szczerzy i pomocni. Gdy zostawilam aparat w restauracji, pan biegl za mna zdyszany, zeby mi go oddac. Z drugiej strony czasami mozna odniesc wrazenie, ze Wietnamczycy sa zli, krzycza. Rzeczywiscie brak im kambodzanskiej delikatnosci (czesto zdaza sie, ze ktos mnie potraci, albo usiadzie prawie zrzucajac mnie z lawki), ale trzeba to tylko zaakceptowac. Rowniez zyja "publicznie" w otwartych domach i prowadzac rodzinne biznesy. Niestety- Wietnam poznalam juz bardziej turystycznie (forma dluzszego pobytu w kambodzy bardziej mi odpowiadala) wiec moje spostrzezenia sa pewnie malo obiektywne.
Tymczasem czekam, co pokarze mi Laos