To cieżki dzień- pożegnanie z dzieciakami. Była impreza, tańce, wszystko kolorowe i radosne. Nawet kuchnia stanęła na wysokości zadania- smażone noodle, zamiast ryżu! Pierwszy raz od trzech miesięcy!
Mój ostatni dzień mijał normalnie- lekcje, na których śpiewaliśmy piosenki i oglądaliśmy zdjęcia. Dziewczynki obdarowywały mnie swoimi skarbami- spinkami do włosów, wisiorkami i pluszakami.
Ostatnia lekcja angielskiego, z młodzieżą, nie dziećmi, była zdecydowanie najtrudniejsza. Sam, chłopak, który od początku zaczarował mnie swoimi wielkimi oczami- według wszystkich urwis, według mnie anioł, płakał i płakał. Zdawał się być na mnie obrażony. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak wiele znaczy dla tych dzieci osoba, która czasami interesuje się tym, jak się czują, co robią. Przez cały mój pobyt miałam bardzo dobry z nim kontakt, ale nie zdawałam sobie sprawy, że dla niego aż tak ważny. W tym momencie teacher Paula zupełnie nie wiedziała, jak zareagować i co powiedzieć. Dopiero pod koniec wieczoru Sam podszedł do mnie i pożegnał się, jakby dając mi przyzwolenie na wyjazd. To był ciężki wieczór.