Geoblog.pl    PaulaDziasko    Podróże    Podróż i wolontariat w Azji    khmerski dzień
Zwiń mapę
2012
13
lut

khmerski dzień

 
Kambodża
Kambodża, phnom penh
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11002 km
 
Savi- jedna z opiekunek domu zaprosiła nas, aby spędzić z nią sobotę
„pojedziemy nad jezioro na piknik z rodzicami mojego męża”

Super, dziękujemy za zaproszenie, upewniamy się, że dostaniemy wolny dzień i zaraz po śniadaniu jedziemy tuk tukiem. Na naszym targu kupujemy wszystkie potrzebne warzywa, noodle, kawę i smażone banany. Niestety pani sprzedająca nam pao już ich nie smaży na targu- chyba jakiś problem ze sprzętem. Jestem na nią zła

Jedzie z nami również koleżanka Savi- nasza kucharka- zapowiada się smacznie!
Przejeżdżamy przez już obudzone Phnom Penh- jest ósma rano, więc życie tutaj już się toczy. Mostem przyjaźni japońsko- kambodżańskiej dostajemy się na drugą stronę rzeki i dalej na północ wzdłuż Mekongu. Czujemy wiatr we włosach, z wielkim uśmiechem czekamy na to, jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień!

Po przeprawie promem przez rzekę i wypychaniu tuk tuka pod górę, docieramy do małej miejscowości. Jesteśmy ciepło przyjęci przez ‘teściową’, pan domu tylko nas pozdrawia- tak samo zresztą- zlożonymi dłońmi -wita się ze swoją przyszłą ,(czego dowiadujemy się później) synową.

Koleżanki Savi, które dołączyły do nas po drodze, szybko odnajdują się w kuchni, zaczynając przygotowywać potrawy. Sprawiają wrażenie, jakby były co najmniej u siebie, a wszystkie (łącznie z Savi) jesteśmy tu po raz pierwszy. Też więc długo nie czekam i łapię za nóż, żeby przygotować sos z tamaryndu.

Jesteśmy w wiosce, w której praktycznie w każdym domu przędzie się jedwabne szale. Duże maszyny ustawione są w cieniach domów, pod filarami. Bo charakterystyczny khmerski dom na prowincji jest drewniany, stoi na palach. Podłogi w nim są z bambusowych łodyg- nieszczelne sprawiają, że cały czas w pomieszczeniach jest cyrkulacja powietrza. Wieczorami na tych podłogach rozkłada się matę, nad nią rozwiesza moskitierę i twarde posłanie jest gotowe. Rano wszystko chowa się w kąt i sypialnia zamienia się jadalnie, pokój zabaw- zależnie od potrzeby.
Jednak Khmerowie większą część dnia spędzają w cieniu domu- ‘na parterze’ gdzie wystawione jest niewysokie drewniane łóżko- zależnie od pory służy ono do odpoczywania, siedzenia, spania lub jedzenia.
Oczywiście jest tam też kuchnia- taka opalana drewnem, jak w naszej wiosce, garaż, składownia sprzętów niepotrzebnych a często również obora. Kurczaki biegają więc w koło, a Mućka zagląda, co dziś zjemy na obiad. O, a będą przysmaki- kurczak, noodle, marynowana na słodko wieprzowina, ryba, świeże warzywa, przyprawy i sosy. Jasne- i ryż. Do tego mango z sosem chilli na deser.

Kończymy gotowanie- podajemy obiad, ale jedzą tylko mężczyźni- my pakujemy resztę do tuk tuka i jedziemy na plażę! Plaża nazywa się Koh Dach- to miejsce na zakolu rzeki- z ciepłym piaskiem i domkami na palach, ustawionych w wodzie. Wygląda świetnie! Wakacyjnie i ciepło!
Tam wynajmujemy ‘domek’- zacienioną platformę, gdzie rozkładamy wszystkie nasze smakołyki. Popołudnie spędzamy więc na jedzeniu, piciu, rozmowach i wylegiwaniu się w słońcu (wolontariuszki) i cieniu (Khmerzy), bo my chcemy być opalone, a oni unikają słońca. Jasna cera wydaje im się atrakcyjniejsza. Znowu podobnie jak w Meksyku.

Po takim błogim wypoczynku, wracamy do Phnom Penh, a Savi namawia nas na wieczór w klubie. Trudno jej odmówić widząc tą radość w oczach, mimo, że chęci mamy mało. Mój pomysł, żeby wcześniej pójść na masaż Savi realizuje jednym telefonem do koleżanki :) Za 4$ jestem ugniatana, naciągana i wyginana, przez ponad godzinę.

Teraz czas klub- na barce, rozświetlonej kolorowymi lampkami. Zabawa przypomina trochę wesele- jest muzyka na żywo, parkiet w kształcie koła, a gdy orkiestra przestaje grać nastaje cisza. Jak bawią się Khmerowie? Głównie przy swojej muzyce, tańcząc w parach lub tradycyjny taniec- tworząc jakby promienie(stąd parkiet w kształcie koła). My również tańczymy, wystając ponad wszystkich o głowę. Dużo tu starszych panów, sporo też dziewczyn (bo często dziewczyny do takich miejsc nie chodzą). Wszyscy wstają od stolików, gdy tylko pojawią się pierwsze tony piosenek i wspólnie się bawią, niektórzy już dość pijani. Wygląda to trochę jak potańcówka lub dancing.
Podobno jest jeszcze inne miejsce- tam z kolei puszczany jest tylko hiphop

Padnięte kończymy ten 90% kmerski dzień (10% dla lodów w stylu amerykańskim Swensens- które bardzo polecam, mimo, że rzadko wybieram się do takich miejsc), wracając do wioski o 1w nocy. A o 5tej trzeba wstawać… To był udany dzień!

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2012-02-13 09:42
Khmerski dzień brzmi super;)
 
zula
zula - 2012-02-13 16:39
...w 90 % wspaniały dzień - wypełniony w 150 % gdy czytam ,że powróciłyście po północy !
Lody i masaż były cudownym dodatkiem .
Życzę aby najbliższa sobota - karnawałowa :)również była radosna i pełna emocji !!
 
Krzys
Krzys - 2012-02-16 02:24
Czesto slysze ze firmy tutaj zdzieraja tylko kase za te programy a czesto wolentariusz w danym miejscu wcale nawet nie jest potrzebny,takze ciesze sie ze w twoim przypadku jest inaczej - fajnie sie czyta.Pozdrowienia :-)
 
PaulaDziasko
PaulaDziasko - 2012-02-16 14:16
Zgadzam się, pisałam już o tym, bo jest z nami chłopak, który zapłacił duuużo pieniędzy. A to, czy potrzebni- często zależy od chęci i samozaparcia każdego wolontariusza.
Dziękuję i pozdrawiam ciepło!
 
 
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 65 wpisów65 125 komentarzy125 266 zdjęć266 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.11.2011 - 22.11.2012