Dziś sobota, ale większość dzieci i tak idzie do szkoły. Ubrane w białe koszule i granatowe spodnie/ spódnice ustawiają się gęsiego przed autobusem. Chłopaki w jednym, dziewczynki w drugim rzędzie. Często oglądam to ich odliczanie, gdzie co chwilę ktoś komuś daje z łokcia, ciągnie za włosy albo 'przypadkiem' nadepnie. Dziś ten widok skojarzył mi się z opowiadaniami o Mikołajku!
Dzisiaj zabrałam się z nimi, bo po drodze jest targ, a mnie naszła ochota na owoce. Mam już umowę z kierowcą, że wracając zabiera mnie spowrotem, chociaż dzisiaj sam wybrał się na śniadanie na targu. Na wynos- zamówił jakaś zupę z nudlami ryżowymi i dodatkami, które cieżko mi opisac. Dostał ją w dwóch plastikowych woreczkach. Następnym razem zjem mniejsze śniadanie i też spróbuje! Ja wybrałam za to kilka owoców i... no, nie mogłam się oprzeć, jak zobaczyłam panią, ktorą w mini garnuszku piecze na miejscu cos a la'pączki. Zapytałam pana, który własnie zjadał jeden z tych pączków, czy dobre, a jego odpowiedz byla tylko szczerym uśmiechem, więc się skusiłam!
Sami zobaczcie w zdjęciach, pączki nazywają się 'nom pao' i 'nom koi' i mają oczywiście kokosowy posmak. Dawno nic takiego nie jadłam, wiec smakowały mi bardzo bardzo. To takie chyba ciasto naleśnikowe z kokosem lane na olej. A te 'oponki' dodatkowo maja karmel, taki domowy, twardy i wchodzi między zęby. Mordoklejka w wersji targowej. Ta pani zyskała w mojej osobie wiernego klienta!
Zdjęcia z produkcji dołączę, gdy będzie mnie już kojarzyć, teraz samą osobą zwracam dużą uwagę na tym targu, a co dopiero z aparatem...
Po obiedzie przyszedł do mnie jeden z chłopaków, zainteresował sie, bo własnie robiłam zdjecia. Straszny z niego łobuz na codzien, ale widzac było, ze chce porozmawiac. Ma dzisiaj jechać do szpitala, bo ma jakieś problemy zdrowotne, i widac, ze potrzebował cieplego słowa. Przy okazji (na ile sie udało, bo mowi malo po angl) pogadałismy. Tutaj w wiosce mieszka on z siostra. Starszy brat mieszka w miejscowości niedaleko, siostra w Phnom Penh. Jego młodsza siostra została adoptowana do Niemiec, a najmłodsza zmarła.
Takie rozdzielanie rodzeństwa zauważyłam, że jest dośc normalne.
Warunki muszą być naprawdę trudne, żeby starsze rodzeństwo nie mogło się opiekować młodszym..
Tak jak pisałam, czasami myślę, że to te dzieci mogłyby nauczyć mnie więcej o życiu, niż ja ich
Ale to, co bardzo mnie podbudowało, to mail, którego własnie odebrałam!
Chciałam serdecznie podziękować Zuli, osobie, której nie znam, ale ktora czytała tego bloga, i już dzisiaj spakowała paczkę i wysłala do dzieciaków!!! Uwierzycie?
Musze przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem i no cóż, oby takich akcji więcej, to będą miłe święta!
Tym miłym akcentem mówię Wam dobranoc:)