Wyjazd rano z Siem Reap. Wybrałam podróż statkiem, nie autobusem (35dol), mając nadzieję na ładne widoki.
Jadąc na przystań jedziemy bardzo wyboistą drogą, w miniwanie. Przejeżdzamy przez wioski, gdzie mimo wczesnej godziny dzień już trwa na dobre i wszyscy szykują sie do pracy/ szkoły a tylko nieliczni wciąż wypoczywają w hamakach. "Życie na ulicy", na widoku, z otwartymi dużymi drzwiami do domu to tutaj normalność. Gdy przejeżdzamy przez biedne wioski nawet gadatliwa Amerykanka na chwilę milknie, bo trudno tutaj cokolwiek komentować.
Statek raczej średniej klasy, dużo osób wybiera miejsce na dachu, ja chowam się przed słońcem, a zażółcone szyby są świetnym filtrem do robienia zdjęć. Jezioro Tonle Sab, przez które płyniemy to ciekawe miejsce- w czasie, pory deszczowej jego powierzchnia powiększa się 4krotnie, ponieważ wody, które nie mieszczą sie w Mekongu zawracają i pod prąd wpływają do jeziora. Mijamy wiele wiosek z domami zbudowanymi na palach i oczywiście wielku rybaków. Khmerowie jedzą dużo ryb, głownie wyławianych z Tonle Sab.
Pierwsze wrażenia z wioski dziecięcej:
Dzieciaki są takie radosne, wszedzie mnie oprowadzają, ciągną. Mam swój pokoik, jest fajnie. Dom dziecka jet bardzo porządnie zbudowany, robi na mnie wrażenie.
Jedzenie.... wrrr... paskudne